Spotykam się z właścicielami, którzy są ambitni, pytają się o nowości z zakresu ochrony pracy. Nie od razu się na nie decydują, ale wystarczy, że ktoś z konkurencji odważnie wprowadzi nowe rozwiązania, to oni też chcą spróbować. W naszym oddziale mamy zwyczaj organizować seminaria w dobrych zakładach pracy. - wywiad z Henrykiem Karczowskim, prezesem kaliskiego oddziału OSPS BHP.
- Czym dla Pana jest nagroda głównego inspektora pracy im. Haliny Krahelskiej? Jaka była reakcja współpracowników i przełożonych?
- Każdy kto zajmuje się problemami ochrony pracy wie doskonale, co oznacza przyznanie nagrody głównego inspektora pracy im. Haliny Krahelskiej. Jest to dla mnie cenne uznanie pracy zawodowej i społecznej. Do nagrody nominowało mnie Ogólnopolskie Stowarzyszenie Pracowników Służby BHP. Członkowie Zarządu Głównego znali moją drogę zawodową. Miałem wiele sukcesów zawodowych jako technolog konstruktor oraz inspektor ds. bhp. Mam za sobą 27-letnią praktykę behapowską w średniej wielkości zakładzie pracy branży metalowej. Natomiast zawsze pasjonowała mnie praca społeczna. Działałem w Związku Zawodowym Inżynierów i Techników (FORUM), jestem prezesem rodzinnego ogrodu działkowego. Jednak największą satysfakcję sprawiała mi działalność w organizacji pracującej na rzecz ochrony pracy. Jest ważną i ciekawą sprawą pracować zawodowo i udzielać się w tej samej dziedzinie społecznie. Mnie się to udało.
Osoby znające moje zaangażowanie społeczne nie były zdziwione kolejną nagrodą. Nie wszyscy jednak znają jej rangę. Wydaje się, że w mediach jest za mało informacji o tej nagrodzie. Natomiast w wielu innych dyscyplinach, niekoniecznie najważniejszych, środki masowego przekazu potrafią wypromować działaczy. Gdyby nie "donos", zresztą tylko do jednej lokalnej gazety z mojego byłego zakładu (SPOMASZ Pleszew), to nikt poza ludźmi z branży o nagrodzie by nie wiedział.
- Jest Pan przykładem ciekawej drogi do służby bhp - najpierw zajmował się Pan konstruowaniem urządzeń, a potem został kierownikiem działu bhp w fabryce maszyn dla przemysłu spożywczego SPOMASZ w Pleszewie. Czy dzięki takiej kolejności inaczej i głębiej postrzega się problemy bhp na stanowiskach pracy?
- Myślę, że moja droga zawodowa była typowa dla pracownika pełniącego zadania służby bhp. W firmie pracowałem 17 lat, poznałem procesy produkcyjne, ludzi, problemy istotne dla firmy. Projektowałem urządzenia poprawiające warunki bhp. Te doświadczenia były bardzo przydatne do pełnienia funkcji inspektora ds. bhp. Wielu moich znajomych pracujących w służbie bhp taką drogę przeszło. W naszej pracy jest sporo czynności, które wykonuje się mechanicznie, nie potrzeba do tego wiedzy technicznej. Ale jeśli chce się doradzić pracodawcy, a przede wszystkim pomóc robotnikowi przy warsztacie lub go do czegoś przekonać, trzeba mieć wiedzę techniczną. Pracownik służby bhp powinien pomóc rozwiązać problem przy maszynie, na budowie. Można próbować rozwiązać go administracyjnie wydając zalecenie np. "proszę poprawić warunki bhp na danym stanowisku". Może to nawet być skuteczne. Ale adresaci znajdą kilka wyjaśnień, że to jest trudne lub niemożliwe.
- Wyznaje Pan zasadę, że behapowiec nie powinien pracować zza biurka. Co jednak powoduje, że są i tacy behapowcy?
- Nic nowego nie dodam nadto, co wyżej zasygnalizowałem. Pracownik służby bhp poza biurokracją ma pomagać pracodawcy, ale i pracownikowi. Ma przy tym być autentyczny, przekonywać, że chce pomóc, a nie stwarzać tylko pozory. Pracując w firmie SPOMASZ, w halach produkcyjnych bywałem dwukrotnie w ciągu dnia. Było to niejednokrotnie uciążliwe dla pracowników, jak i nadzoru. Nie bałem się problemów technicznych, mogłem czuć się dobrze przy warsztacie. Obecnie, jeśli obsługuję firmę małą np. 50-osobową bywam w niej dwa razy w tygodniu. I poza pracą biurową odwiedzam stanowiska pracy. Wtedy łatwiej mi się rozmawia np. z właścicielem. Zdarza się, że pracownicy widząc moje zaangażowanie sami podchodzą i mówią o swoich problemach. I chociaż wiemy, że tego problemu nie da się załatwić tu i teraz, to pracownik ma świadomość, że ktoś naprawdę interesuje się jego sprawami.
Behapowcy nie chodzą na stanowiska produkcyjne z wielu powodów. Są młodzi i boją się, że popełnią gafę i pracownicy ich wyśmieją. Nie mają wykształcenia technicznego i nie rozumieją problemów produkcyjnych. Papiery łatwiej zza biurka opracować. Nie jest dla nich ważne, czy np. opracowanie oceny ryzyka coś wniesie czy nie. Ważne, że jest opracowana. Podobnie jest z instrukcjami. Uważają, że na ogół nikt ich nie czyta, można więc spisać je z "gotowców". Przygotowujący powyższe dokumenty nie zdają sobie sprawy z odpowiedzialności, co może wyniknąć, jeśli niedokładnie je opracują. Nie rozumiem, co pracownikom można mówić na szkoleniach z zakresu bhp, jeśli nie zna się dogłębnie warsztatu, technologii, maszyny. Przepisy są ważne, ale uczestnicy szkoleń niechętnie o nich słuchają. Trzeba połączyć wymagania prawne z przykładami z ich warsztatu pracy, stanowiska pracy.
A że są pracownicy pracujący zza biurka - to normalne. Każdy szuka łatwej pracy. A praca behapowca taka się im właśnie wydaje.